Friday, May 1, 2009

pierwsze koty za ploty

W drodze na Timor...
Wyruszylam we lzach, z ukochanym w sercu. Tesknota! 7 miesiecy bez M.! Ciezko to sobie w ogole wyobrazic. Skurcz zoladka.
Do ogolnej mizerii emocjonalnej dokladaly sie nasiona wiezione w plecaku, ktore nie powinny wpasc w rece singapurskich albo indonezyjskich celnikow...
Totalne Changi ukolysalo mnie do snu na macie do jogi (praktyka przede wszystkim), na galerii do ogladania startujacych samolotow. Pochrapywali tez tam lokalsi, ale na kartonach, a nie na pro matach :) Totalnie nostalgiczny widok na plyte lotniska i melancholijny muzak ukolysaly neuroze. Check in o piatej rano, i okazalo sie ze kolejny raz usmiech i rozmowa uwolnily mnie od placenia za nadbagaz. Ha!
Na lotniskach napiecie, ludzie w maskach. Sama rozgladalam sie z niechecia gdy ktos kaslal lub kichal, i zjadlam aspiryne przed snem. Tak, wiem ze na swinska grype nie pomaga :)
Bali... zapach podrozy. Juz niemalze czuje nurkowanie, a wystarczylo tylko przejechac sie do sasiadniego miasta wykorzystujac ojek (czyli pana na skuterku ktory wozi za oplata na tylnym siedzeniu). Na tym samym ojeku przywiezlismy do hotelu full sprzetu nurkowego i manuale dla Wayna i Ann. Viva la Azja!
Ide jesc, juz 7 wieczorem i nie dalam rady jeszcze nic przekasic.
Mieszane uczucia - tesknota za M. i ekstaza spowodowana ogladaniem i przymierzaniem sprzetu. Jutro samolot do Kupangu i w niedziele autobus do Dili. Merparti sukinkoty chcieli 488$ za lot do Dili, plus slono za nadbagaz (na Merpati usmiechy nie dzialaja. Nic na nich nie dziala)
Kochany M., powinies miec aureole w zestawie z kopytkami. Twojam po wieki wiekow.